Reposted from nowaczi
Reposted from nowaczi
maluję siebie po sobie w dziurze po wenflonie
otrzepuję swoje włosy grafitowe do popielniczki
po bożemu żegnam się z rodziną w urodziny krzyż
stawiam na drogę i odchodzę
pustka pustka pustka pustka pustka pustka pustka
zapchana dziura brudną szmatą a więc pejzaż natury
naturystycznej nieboszczyk odwraca się nie pochowany w grobie
i grzebie w mojej otwartej ranie zgniłymi palcami dłubie sobie
kulkę z mojej duszy
dlaczego go to bawi
poprawia mnie kopnięcie w skroń
i jest mi tu dobrze
naprawia mnie ostrzem wbitym pod kątem
czterdziestu pięciu stopni
wyszedłem ze szpary w powiekach
chmura mgły co za horyzont już ścieka
a jest to krew i chustka z płuc wyszarpnięta
czerwienią jako że ziemia odwrotnie się
obraca róża i wiatr ostatecznego stworzenia
tryptyk grudniowy o świcie spłukuje mnie
w odmętach Twojej źrenicy główki od szpilki
nagość Twoją opisuje płaszcz w przedpokoju
są to martwe zwierzęta futerkowe na haku niewinności
nagość Twoją uprawiam dłońmi
wkładam Ci palce w oczodoły i w usta a ślina
piecze kroplą alkoholu
co za horyzont już ścieka
a że się ziemia odwrotnie obraca
wyszarpuje mnie z żebra
Twojego stworzenia
Daylight
In bad dreams,
In a cool world
Full of cruel things,
Hang tight
All you
Nothing like a big bad bridge
To go burning through.
Poranki po bezsennych nocach. Zapętlam tylko to. Uspokaja.